Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 368.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tał doktor, stłumiwszy wydzierający się mu z ust gniewny wykrzyk.
— Nie, proszę pana.
— A wieczerza będzie?
— Będzie, proszę pana, ale pani rozkazała, aby była gotową na godzinę piérwszą po północy.
Zegar wskazywał zaledwie pół do dziesiątéj; doktor machnął ręką i rozpoczął nanowo przechadzkę swą po pokoju. Lokaj zaś coprędzéj podążył ku drzwiom, ale od progu jeszcze odwrócił się i zapytał:
— Może pan rozkaże przynieść sobie lodów? będą gotowe za pół godziny.
— Idź do dyabła ze swemi lodami! — krzyknął do ostateczności przywiedziony pan domu.
Lokaj odszedł, doktor Władysław pozostał sam. Z rękoma w tył założonemi chodził i chodził po pokoju, a czarne ludy maszerowały i maszerowały przy odgłosie swéj wojennéj muzyki. Straszna to rzecz, jak te narody ze stref gorących wrzeszczeć muszą, gdy idą do boju! Pod rozpaloném niebem głębokiego południa, na przestworzach wydm piaszczystych, pomiędzy dziką gęszczą palm i platanów, wrzask ten może posiadać pewną sobie właściwą melodyą; ale dla północnego człowieka, o białéj skórze i draźliwych nerwach, śród czterech ścian porządnego europejskiego mieszkania, wydaje się on tak potężnym i wielkim, że aż przygnębiającym. A cóż dopiéro, jeśli