Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 364.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kich przechodniów miotał ostrą kurzawą zmrożonego śniegu. Doktor postępował szparkim krokiem, przebijał się przez fale wichru i zamieci, czując, jak zimno, pomimo ciepłego futra, jakiém się otulał, przenikało go aż do kości. Był przytém głodny. Szedł tedy szparkim krokiem, bo bardzo mu pilno było do domu. Nie pamiętał wcale w téj chwili o częstych nieprzyjemnościach, jakie go tam spotykały; całodzienne trudy i kłopoty zatarły je w jego pamięci; myślał tylko o tém, że w domu znajdzie ciepły pokój, posiłek, ciszę i odpoczynek. W takiéj postaci przedstawia się zwykle dom własny każdemu pracownikowi, wracającemu do niego po ciężkiéj pracy.
Nareszcie, śród mgły śniegowéj, oczom doktora Władysława ukazała się upragniona kamienica. Przyśpieszył kroku, wbiegł w bramę i wstąpił na wschody. Zaledwie jednak przebył kilka stopni, stanął nagle i twarz jego, pogodna przed chwilą, lubo nosząca ślady fizycznego zmęczenia, zasępiła się. Do uszu jego doszedł odgłos, podobny do brzęczenia roju pszczół, zamkniętego w ulu. Odgłos ten wychodził z jego mieszkania, a składały się na niego głosy wielu rozmawiających osób, w połączeniu z nadzwyczajnie huczną i brzmiącą muzyką.
— Goście! — wymówił doktor Władysław.
Po sposobie, w jaki wyraz ten wyszedł z ust jego, łatwo można było domyślić się, że nic a nic nie wie-