Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 362.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słuchał się jęków i narzekań, parę razy śmierć mignęła mu przed oczyma, a on nie mógł uczynić nic, aby z twarzy bliźniego zedrzéć jéj bladą oponę; parę razy z radością widział, jak wskutek starań jego opona ta znikała i rozwiewała się, a w miejscu, kędy była, występowało słabe światło odradzającego się życia. Przenikał w najgłębsze i najciaśniejsze zakąty miasta i wchodził do domowstw tak nizkich i ciemnych, że wyglądały na jaskinie, wykopane w ziemi, tak kruchych, źe zdawało się, iż nie dotrwają téj burzy zimowéj, która przez dzień cały wrzała na dworze. Tam znajdował nędzę straszną, nagą, niby zaraźliwemi wrzodami porośniętą nałogami, które z niéj powstały; tam także widział niejedne oczy, zaszłe na widok jego serdeczną łzą wdzięczności, i czuł, jak niejedne usta opierały się na jego dobroczynnéj ręce z niemą wymową, która głośno przemawiała mu do serca. W wędrówce téj więcéj, niż kiedykolwiek, przejmowało go nawskróś poczucie posłannictwa, jakie pełnił na świecie. Czuł się kapłanem nauki, która, ratując ciało od zaguby, częstokroć także zbawia ducha od upadku; przykładał rękę do piersi i twarz jego piękném jaśniała światłem, bo sumienie mówiło mu, że uczynki jego dobremi są; że pracując, pocieszając, lecząc ciało i duszę swych bliźnich, zostaje on wiernym swoim zasadom, które to wszystko spełniać mu nakazywały.
Z tém wszystkiém jednak, czuł się wciąż trochę