Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 356.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmieniając postawy, ni głosu — najgrzeczniéj i najpokorniéj proszę i waruję sobie, abyś w przytomności mojéj nie nazywała tak pana Gustawa.
— A więc z tym jaśnie wielmożnym panem! — fuknęła matka.
— On nie jest jaśnie wielmożnym panem — ponowiła protestacyą córka, i ciszéj dodała: — gdyby-ż nim był...
— Jakże więc rozkażesz, abym go nazywała, luba, kochana córeczko?
— Tak, jak on się istotnie nazywa, to jest poprostu, Gustawem — odparła córka.
Zimna krew Kornelii i stanowczy ton, jakim mówiła, wzmagał wzburzenie pani prezesowéj.
— Pytam cię — zawołała — czy nie sądzisz, żeś za daleko z nim zaszła?
— Nie sądzę — krótko odpowiedziała Kornelia.
— Nie sądzisz tak! — krzyknęła pani prezesowa — czy nie można wiedziéć, dlaczego tak nie sądzisz?
— Dlatego — mówiła córka — żeś sama, kochana mamo, dała mi najwyraźniejsze i wielokrotnie powtarzane pozwolenie marzyć i wspominać o panu Gustawie, ile mi się podoba, byle-bym tylko nie myślała o zostaniu jego żoną, a wyszła za człowieka majętnego, lub z pozycyą.
Pani prezesowa wlepiła w córką wzrok niemal