Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 328.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ona nie patrzyła na niego; zdawało-by się, że nie spostrzegła wcale jego obecności, że nie wiedziała nawet o exystencyi jego na świecie. Całkiem a całkiem zajętą była łamiącém się pod jéj palcami sercem pana Gustawa.
— Kornelio! — zaczął doktor drżącym, niewiadomo, czy od żalu, czy od gniewu głosem — dlaczego tak niedobrą dla mnie jesteś, Kornelio?
Pod palcami Kornelii dźwięczała kwinta nadmierna, po niéj nastąpiło kilka kwart naturalnych, z tych utworzyła się nona, a z niéj wypłynął akord enharmoniczny, który zamienił się wkrótce w wielkie czwórbrzmienie skali minor i ostatecznie rozpłynął się na perełkowate pasaże, z których każda perełka, jak kropla wrzątku, wpadała do ucha doktora, a ztamtąd płynęła do piersi i uderzała w serce, wywołując w niém cały szereg najkrzykliwszych dyssonansów.
— Kornelio! — zawołał raz jeszcze doktor głosem człowieka, utopionego w dyssonansach.
Kornelia przestała grać, ale nie odjęła rąk od klawiszy.
— Co tam takiego? — zapytała takim tonem, jakby po raz piérwszy spostrzegła obecność męża, i jakby zadaniem tego pytania uwolnić się od niéj pragnęła.
— Prosiłem cię — mówił doktor wyraźnie, powstrzymując się od wybuchu — prosiłem cię i proszę,