Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 321.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ani słowa więcéj! późniéj, późniéj kiedy, pomówimy z sobą! a teraz idź już sobie! idź! idź!...
To mówiąc, wciąż się cofała, aż upadła na sofkę, stojącą z dala od fortepianu, przy którym został Gustaw i, wyciągając przed siebie ręce ruchem słabego dziecka, które się od czegoś strasznego zasłonić pragnie, coraz cichszym powtarzała głosem:
— Idź już, Gustawie, idź już sobie ztąd! idź!
Ale Gustaw przeistoczył się już zupełnie, a raczéj stał się znowu takim, jakim bywał zawsze, to jest zuchwale śmiałym, z ogniami nieposkramianych namiętności w oczach, a lekkomyślnością na odrzuconém w tył czole. Stał wyprostowany i patrzył na młodą kobietę, z wyrazem uporu, zuchwalstwa i namiętnego zarazem porywu.
— Nie pójdę — rzekł tonem, w którym łączyły się te wszystkie odcienie, jakie i twarz jego cechowały w téj chwili — nie pójdę ztąd, Kornelio, dopóki mi nie powiész, co mam myśléć, czego spodziewać się!... nie pójdę!...
Młody artysta widocznie był upartym, ale i charakterowi Kornelii nie brakło tego przymiotu, który przedrzeźnia niekiedy silną wolę, ale nic a nic wspólnego z nią nie ma.
— Nie pójdziesz pan? — wymówiła młoda kobieta, prostując się i podnosząc głowę — bardzo dobrze, ale ja z panem mówić nie będę...
Po sposobie, w jaki, mówiąc to, skrzyżowała ręce