Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 319.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił prawdę. Z dźwięku głosu jego i wyrazu twarzy znać było, że kochał i cierpiał istotnie.
Na dźwięk ostatnich wyrazów Gustawa, Kornelia podniosła głowę, wyciągnęła przed siebie ręce i pochyliła się na przód tak, jakby chciała rzucić się ku niemu; ale w mgnieniu oka pobladła, zarumieniła się znowu, i cofając się wlepiła oczy w drzwi, prowadzące do pokojów, za któremi znajdował się gabinet jéj męża.
— Gustawie! — zawołała głośnym szeptem — dosyć już, dosyć! przestań! idź sobie! idź! jam go już raz oszukała! ja nie chcę oszukiwać go więcéj!..
Przy ostatnich wyrazach wyciągnęła wskazujący palec w stronę drzwi zamkniętych.
Gustaw obejrzał się i giest jéj zrozumiał. Niemiłe jakiéś światło przebiegło po jego twarzy i zgasiło na niéj wyraz szlachetnego żalu, który pokrywał ją przez chwilę.
— Mąż twój, Kornelio! — wymówił z przykrym uśmiechem — a! mąż twój! i cóż ztąd?...
Odgiął w tył głowę zwyczajnym sobie giestem, znamionującym zuchwałą zarozumiałość; i mówił daléj:
— I cóż ztąd? dlaczego w téj chwili wspominasz mi o tym człowieku? czy może on mierzyć się ze mną, ze mną, kapłanem sztuki? Czy miłość jego dla ciebie może mierzyć się z moją miłością? po co mówisz mi o nim? to człowiek zimny, w którym lata i poziomy zawód, jakiemu się oddaje, zgasiły ten ogień