Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 308.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sta i zaglądające w okno gabinetu doktora, nie były tak ciemne i tylu porznięte zmarszczkami, jak czoło małżonka pięknéj Kornelii, w chwili, gdy oddawał się on rozmyślaniu nad skąpą dozą pomyślności, udzielaną życiu ludzkiemu. Na dworze powietrze było przesiąknięte wilgocią, bujne krople porannego deszczu kapały z dachu jedna po drugiéj i spływały po szybach, niby brudne łzy. Był to widok wcale nie rozweselający. W gabinecie dawał się poczuwać chłód przenikliwy, na kominku nie było płomienia, lecz tylko trochę węgli żarzyło się leniwie, na podobieństwo zagasających i dymiących zgliszczy.
Doktor Władysław powstał od biurka, przy którém siedział, i zbliżył się do kominka. Daremnie jednak probował rozniecić żywszy ogień za pomocą mieszka i dmuchania; sprawił tylko to, że z czarnego łona wpół zgorzałych węgli buchnęły gęstsze kłęby dymu i rzuciły się mu prosto w twarz, tak, że aż przymknął oczy i zakrztusił się.
— Dziwna rzecz! — pomyślał, z niecierpliwością rzucając mieszek — wyobrażałem sobie, że gdy będę żonatym, ogień na moim kominku weseléj i żywiéj płonąć będzie, że w domu moim będzie zawsze ciepło, spokojnie, jak w raju! Tymczasem... ach, czemuż są marne nadzieje ludzkie!... Oto zimno mi, zimniéj daleko, niż kiedykolwiek dawniéj bywało; a co do spokoju... ba! któż posiąść może ten skarb najdroższy, mieszkając razem z tak niepospolitą teściową, jak pa-