Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 265.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i spełnić moje żądanie... ale on taki zimny, prozaiczny, prawdziwy doktor! A przecież...
Umilkła i znowu pochyliła głowę.
— Cóż przecie? — rzuciła niecierpliwe pytanie prezesowa.
— A przecież — kończyła Kornelia — czuję, że nie mam prawa wymagać od niego wielkiéj czułości; że, gdyby mnie nawet wcale nie kochał, gdyby wszystkiego mi odmawiał, nie miała-bym prawa poczytywać mu tego za złe.
— I dlaczegóż-to, moja pani, nie miała-byś tego prawa? — z żywą niecierpliwością zawołała matka. — Dlaczego? dlaczego?
— Dlatego... — zaczęła Kornelia — dlatego...
Nie dokończyła. Wyprostowała się, głowę w tył odrzuciła, wargi jéj drżały, nozdrza rozdymały się, oczy płonęły, krwisty rumieniec oblewał czoło, policzki i spływał aż na szyję.
— O, mamo! — zawołała w końcu podniesionym i drżącym głosem — czyliż nie wiész, czyliż nie wiész dlaczego?...
Wykrzyknik ten wypadł z jéj ust namiętny, gwałtowny, wrzący wyrzutem, żalem, gniewem i wstydem.
Pani prezesowa wzruszyła ramionami i odrzekła tonem pogardliwym nieledwie:
— Gdybym nie znała twego charakteru i raptu-