Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 229.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mując dłonie nad jéj uginającą się głową — dlaczegoż nie masz matki, która-by cię lepiéj ode mnie od cierpień ustrzedz mogła? dlaczego Bóg mi cię dał w późnéj jesieni mojego życia, kiedy siły moje chyliły się już ku upadkowi, kiedy nic już uczynić nie mogłem, aby ci los szczęśliwy, spokojniejszy byt zapewnić? Co stanie się z tobą, dziecię moje, w téj długiéj przyszłości, która na cię czeka, ciemna, nieznana? Co uczynisz na tym biednym świecie, który na tobie poznać się nie może, gdy i twoje siły wyczerpią się z czasem? Do czyjéj piersi przytulisz głowę twoję, gdy mnie już nie będzie... Ty... na zawsze samotna?
Okropny niepokój, dręcząca trwoga, brzmiały w głowie starca, gdy wymawiał te słowa. Ale Józia podniosła ku niemu twarz, oblaną w téj chwili dziwnym blaskiem, i drżące dłonie ojca przycisnęła do ust rozpalonych.
— Ojcze mój! — mówiła z cicha — nie mów tak, bo popełniasz niesprawiedliwość względem mnie i siebie. Bóg dał ci mnie w jesieni twego życia, ale ty w sercu swém odnalazłeś wiosnę uczuć i myśli, aby ją przelać w moje. Nie mogłeś mi zapewnić bytu świetnego, aleś rozpalił we mnie to słońce wewnętrzne, które czuję w sobie, które jest światłem mojém i siłą, na które patrząc, będę szła zawsze drogą prawą, aż zajdę tam, kędy wszyscy, szczęśliwi, czy nieszczęśliwi, po wiekuiste przychodzą wytchnienie...
Spójrz na mnie, ojcze, i powiedz, że ufasz mi, że