Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 220.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sposobności zwrócenia słów tych do mnie; będę bowiem posiadał taką żonę, o jakiéj zawsze sobie marzyłem.
— To jest piękną, brunetkę, grającą i śpiewającą — zaśmiał się pan Witold, ale po chwili, z dumą na czole, powtórzył:
— Szczęść Boże!...
W parę tygodni po téj rozmowie, doktor Władysław, przy boku swéj narzeczonéj, tonął w przepaścistych głębiach jéj źrenic, i przy zawrotnym akompaniamencie srebrzystego jéj śmiechu, ulatywał myślą w napowietrzny taniec, którego ostatnie pas odbywały się w samych obłokach, a pan Witold, udając się na spoczynek, mówił do swéj żony:
— No, i niechże mi kto powié teraz, że doktor medycyny popełnić nie może kapitalnego głupstwa!
— Mój drogi! — odpowiedziała pani Ludwika — Pismo Święte powiada, że najsprawiedliwszy człowiek siedm razy na dzień grzeszy; dlaczegoż-by rozumny jednéj przynajmniéj niedorzeczności w życiu swém popełnić nie mógł?
Mówiąc to, dobra kobieta uśmiechała się, ale w oczach jéj był smutek. Żałowała może doktora... myślała może o Józi...
Nazajutrz wieczorem, a był to wieczór mroźny, lecz i jasny zarazem, cicha smuga księżycowych promieni padała na okna jednego z najskromniej-