Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło się, że one go wołają, wołają kędyś w taniec jakiś zawrotny, długi, bezpamiętny, którego ostatnie pas odbyć się miały w samych już błękitnościach niebieskich.
Głos panny Kornelii, gdy mówiła, i dźwięk jéj śmiechu, gdy się śmiała, wydawały się muzyką, umyślnie do tego w niebo lecącego tańca ułożoną, a wszystkie poruszenia jéj ciała były akordami, w których objawiała się i śpiewała najpiękniejsza harmonia, jaką oko widziéć, a ucho ludzkie słyszéć kiedy mogło. Owóż panna Kornelia kierowała ku swojemu zamyślonemu i na stronie trzymającemu się gościowi, nietylko retorykę swych oczu, ale jeszcze i akompaniament, retoryce téj przygrywający, a złożony z głosu, dźwięcznéj gamy śmiechu i harmonijnych akordów poruszeń; wypadek zaś, który nieraz odgrywa w losach ludzi rolę wielmożnego pana, zrządził, że była ubraną w barwę, jaką najbardziéj lubił doktor Władysław, to jest w błękitną, a na głowie miała przepaskę srebrną, w kształcie księżyca na nowiu, a w uszach kolce, z dwóch srebrnych gwiazd złożone.
— Pan nie tańcujesz? — rzuciła panna Kornelia pytanie doktorowi Władysławowi, przechodząc mimo niego w kontredansie.
— Bardzo rzadko — odparł doktor.
— To szkoda! wielka szkoda! — wymówiła pię-