Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo żałuję, że nie będę mógł jutro państwu służyć, ale od kilku dni jestem zaproszonym na jutrzejszy wieczór i dałem słowo...
— Dokąd-że to zaproszonym jesteś? — zapytał pan Witold, z poufałością dawnego i dobrego przyjaciela.
Doktor Władysław zawahał się przez chwilę z odpowiedzią.
— Do pani prezesowéj — rzekł nakoniec z pewnym przymusem w głosie.
— A! — zaśmiał się pan Witold — czarne oczy panny Kornelii pociągają cię do siebie! Patrz tylko, abyś nie zaszłapał się tam zanadto, bo to największa kokietka z całego chrześcijaństwa!
Doktor nic na to nie odpowiedział, ale oboje żegnający go małżonkowie dostrzegli, że cień niezadowolenia przemknął po jego twarzy. Pomimo jednak tego spostrzeżenia, pani Ludwika przechyliła się przez poręcz wschodów i zawołała do doktora Władysława, który stał już na dole:
— Rozmyśl się pan dobrze i przyjdź do nas jutro wieczorem.
— Nie mogę, pani; dałem słowo! — odpowiedział doktor Władysław, podnosząc ku niéj głowę.
— No, to pamiętaj pan przynajmniéj o téj umkliwéj naturze, o któréj ci mówiłam, abyś nie miał z nią wielkich turbacyi wtedy, gdy będzie już po niewczasie — zawołała raz jeszcze pani Ludwika.