Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A sama nie domyślasz się niczego? — ponowiła pytanie pani Ludwika.
Pełen promieni uśmiech okolił usta Józi; za całą odpowiedź serdecznie i długo uścisnęła przyjaciołkę. Obie kobiety głęboko sobie w oczy spojrzały i zrozumiały się bez słów.
— O, moja Ludwisiu! — rzekła po chwili Józia — niepodobna większego dobrodziejstwa wyświadczyć bliźniemu, jak dostarczając mu sposobu uczciwego pracowania.
— Ten, kto ci oddał taką przysługę, rozumié dobrze znaczenie pracy, bo sam pełni ją sumiennie i winien jéj wszystko, czém jest i co posiada — z powagą odparła pani Ludwika.
Opuszczając mieszkanie swéj przyjaciołki, Józia była smętna i radosna zarazem, zadumana, jak dziewica z iskrą miłości w sercu, i lekka, jak ptaszek, lecący pod obłoki. Wyszedłszy na ulicę, niebo i ziemię ogarnęła takiém głębokiém i wdzięczném spojrzeniem, jakby całemu światu podziękować pragnęła za tę chwilę rozkoszną, w któréj, samotna dotąd i samotnie mocująca się z życiem, poczuła wyciągniętą ku niéj rękę pomocną. A że tak przeczuciem serca, jak kombinacyą, zrodzoną w umyśle, odgadła i przeniknęła, czyja to była ręka, która tajemnie i szlachetnie usunęła z jéj drogi trapiące ją trudności; nic więc dziwnego, że wieczorem dnia tego krzyknęła prawie głośno i zapłoniła się, jak róża, gdy do skro-