Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyfus rozszerzył się był niepomału pomiędzy mieszkańcami w X., a ogólnie wiedziano, jak gorliwym i czynnym bywał doktor Władysław w podobnych wypadkach.
Pod wieczór, na kilkanaście zaledwie minut przed zapadnięciem zupełnego zmroku, pani Ludwika wypadkiem spojrzała w okno i zawołała do męża, który w tym samym pokoju czytał książkę:
— Patrz, Witoldzie: doktor Władysław wraca do domu. Ależ najeździł się i nachodził dzisiaj! przynajmniéj dziesięć razy widziałam go na ulicy.
Pan Witold rzucił spojrzenie przez okno i rzekł:
— Ho, ho! Eskulap wielce jakoś uradowanym wygląda. Od dawnego czasu nie widziałem, aby miał tak wesołą minę.
— Zdaje mi się, że nawet uśmiecha się do siebie — dodała pani Ludwika.
— Gdybym go dobrze nie znał i nie wiedział, jak mało jest chciwym na pieniądze, mógł-bym sądzić, że mu dziś wszyscy chorzy po dukacie płacili za wizytę! — zaśmiał się pan Witold.
— Ja zaś przypuszczam, że dokonał jakiego dobrego uczynku — zakończyła pani Ludwika.
W parę dni potém, przed południem, do saloniku pani Ludwiki wbiegła Józia. Czysty błękit rozpogodzonego nieba nie był błękitniejszym od jéj oczu, ani wesołe promienie słońca, w których kąpać