Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak pan sądzi? — przeciągle wyrzekła pani Ludwika.
— Tak, pani — odparł doktor tonem, znamionującym pewien upór.
— A ja powiadam — ciągnęła gospodyni — że Kornelii natura jest umkliwą, i prędzéj pan pochwycić zdołasz w dłoń parę, unoszącą się w powietrze, niż znajdziesz ostatnie jéj słowo...
— Tak pani sądzi? — wyrzekł z kolei doktor.
— Tak — odparła pani Ludwika i urwała rozmowę, zaczynając mówić o innym przedmiocie.
Nieprędko téż podobna rozmowa ponowioną być mogła, bo doktor Władysław coraz rzadziéj odwiedzał swych przyjaciół, a kiedy się pojawiał, to najczęściéj bywał zły, nachmurzony i milczący, albo znowu przymusowo i nienaturalnie wesoły.
Raz w towarzystwie pani Ludwiki, pani Zofii i obu ich mężów, przesiedział dobrą godzinę, nie powiedziawszy ani słowa, z oczyma utkwionemi w gazetę, którą niby czytał. Potém rzucił gazetę, przysunął się do pani domu i z cicha zapytał:
— Dawno pani widziałaś pannę Józefę?
— Przed dwoma dniami — odpowiedziała pani Ludwika i wraz zapytała: — a pan, czy dawno odwiedzałeś ojca Józi?
— Byłem tam dwa tygodnie temu — odrzekł doktor Władysław — ale panny Józefy nie zastałem w domu, i nie widziałem jéj chyba już od miesiąca.