Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzem paltota; trzymał się prosto i nieco sztywnie, powieki miał spuszczone, i w ogólności wyglądał jak człowiek, znajdujący się niezupełnie we właściwym sobie żywiole.
Z ust dwóch pań, patrzących przez okno, wyrwały się okrzyki:
— Patrz! patrz! doktor Władysław z Kornelią!
— No, proszę! on, co tak nie lubi wszelkiego rodzaju szlichtad!
— On, który nienawidzi mrozu i wystawia się na niego tylko z konieczności!
— On, który w zeszłym roku ani razu należéć nie chciał do żadnéj szlichtady!
— Ciekawam, o czém téż prawi mu Kornelia z takiém zajęciem!
— Może o nieboszczce Zorynce! — zaśmiała się nieco złośliwie pani Zofia.
— A może o teraźniejszym faworycie swoim, pudelku Fidzie — dodała pani Ludwika.
Panna Kornelia, wbrew domysłom dwóch pań, nie musiała mówić ani o Zorynce, ani o Fidzie, lecz o przedmiocie jakimś, nierównie więcéj zajmującym, gdyż doktor Władysław odrzucił nagle kołnierz, który mu twarz zasłaniał, zwrócił się ku swéj towarzyszce, spojrzał na nią i uśmiechnął się. Ona zaśmiała się i skinęła kilka razy główką na znak twierdzenia, on uśmiechając się ciągle, kręcił głową na znak przeczenia. Wyraźnie wywiązała się pomię-