Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło się, głowa się podnosiła, a błękitne oczy nabierały coraz gorętszych połysków. Kilka razy oczy te zamgliły się łzą drobną, a było to wtedy, gdy obrona pana Witolda, wychodząc z suchego zakresu prawniczych argumentacyi, kołatała do uczuć i pojęć ogólnie ludzkich, w żywych i pełnych wymowy słowach malując niedolę tych, którzy stali się ofiarą bezsumiennéj zręczności krzywdziciela, Przy odwracaniu kart pan Witold spoglądał na żonę, a na widok jéj przejęcia się i rozpromienienia, promieniał także i w coraz większy dla swego przedmiotu wpadał zapał. W najwymowniejszém miejscu utworu porwał się z krzesła i dokończył czytania, stojąc. Skończywszy, pytającym wzrokiem patrzył na żonę, ale niedługo potrzebował oczekiwać odpowiedzi na pytanie, jakie jéj wzrokiem zadawał, bo pani Ludwika poskoczyła żywo i, rzucając się na szyję mężowi, zawołała ze śmiechem radości i rozczulenia:
— Jesteś najdoskonalszym adwokatem z całego chrześcijaństwa!
Pan Witold zaśmiał się wesoło, częścią z powodu przyjemności, jaką sprawiały mu radość i uznanie żony, częścią z powtórzonego przez nią własnego jego przysłowia. Małżonkowie uścisnęli się serdecznie i usiedli obok siebie na kanapie.
A gdy tak przy sobie siedzieli, usta pana Witolda nie pożyczały już od oczu zwykłéj im surowości, ale, przeciwnie, te ostatnie zaczerpnęły od piérwszych po-