Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Ludwika postawiła świecę na stole i ręką, po któréj ruchach można było poznać przywykłą do porządkowania gosposię, doprowadziła porozrzucane na stole przedmioty do mile w oko wpadającego ładu. Potém obejrzała się po pokoju i przeszła ku oknu, gdzie poprawiła firankę, zanadto w dół opuszczoną przez kogoś zapewne, kto w dzień wyglądał przez okno; następnie zajęła się porządném ustawieniem na dywanie foteli i wyprostowała gałązki bluszczu, któremi zapewne sama opłotła kiedyś źwierciadło, wiszące nad kanapą. Gdy w ten sposób ozdabiała i do porządku doprowadzała pokój swego męża, ani wieczorny szlafroczek z białéj, miękkiéj flaneli, ani lekkie jéj stopy nie czyniły najmniejszego szelestu, i pan Witold mógł bez przeszkody pracować daléj. Kiedy nakoniec ostatni na arkuszu umieścił wyraz, postawił przy nim kropkę, zakończającą całą pracę, i głowę ku pokojowi odwrócił, zobaczył panią Ludwikę, siedzącą spokojnie na fotelu i czytającą dziennik.
— Skończyłem już, Ludwiniu! — zawołał, zacierając ręce z zadowoleniem.
— Czyś pisał obronę w téj trudnéj i ważnéj sprawie, o któréj mi opowiadałeś? — spytała pani Ludwika, odkładając na bok dziennik.
— Tak, tak — odpowiedział pan Witold — pisałem właśnie tę obronę i zdaje mi się, żem ją nieźle napisał.