Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę wejść — ozwał się głos z wnętrza.
Pokój, do którego weszła młoda kobieta ze świecą zapaloną w ręce, był wyraźnie gabinetem prawnika, bo pod ścianami leżały na półkach całe szeregi grubych stosów papierów, z których każdy nosił osobny numer, a pomiędzy oknami stało obszerne biuro, zarzucone papierami, księgami, listami w kopertach i bez kopert i t. p. rzeczami. Przy biurze, pilnie zajęty pisaniem, siedział mężczyzna, w którym na piérwszy rzut oka trudno-by w téj chwili poznać, wesołego i jowialnego w porze wolnéj od pracy, pana Witolda. Teraz, gdy z całą usilnością oddawał się ważnym zapewne zatrudnieniom, łagodne i wesołe usta jego zapożyczyły nieco surowości od oczu, na czole zarysowały się zmarszczki głęboko skupionéj myśli, a oczy ciskały błyskawice, z pod powiek spuszczonych na papier, na którym wprawna ręka jego szybko kreśliła szeregi wyrazów.
— Zaczekaj trochę, Ludwiniu, zaraz skończę — wymówił, nie przerywając sobie pracy.
— Nie przerywaj sobie, Witoldzie, ja zaczekam — z cicha odpowiedziała pani Ludwika, i na palcach przystąpiła do stołu, umieszczonego przed obszerną i wygodną kanapą, stojącą pod jedną ze ścian gabinetu. Na stole tym znajdowało się mnóztwo dzienników, książek i broszur, które, wszystkie przeglądane snadź i czytane przez licznych gości pana Witolda, w najwyższym leżały nieporządku.