Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 116.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nudną i zgryźliwą mizantropią. To bardzo źle! bardzo źle! tego prawdziwy filantrop pochwalić nie może! Rodzina jest fundamentem, na którym opiera się budowa społeczna. A cóż to będzie za fundament, jeżeli nikt nie zechce zostać jednym ze składających go kamieni? Ma się rozumiéć, że fundament w takim razie będzie słaby, przez co budowa społeczna zachwieje się na swych podstawach, ba, nietylko zachwieje się, ale runie: każda cegiełka potoczy się z osobna i w przepaść poleci; na świecie nastąpią nieporządki nie do zniesienia, wszystko przewróci się do góry nogami; niezgody, mordy, pożogi zapanują, cały szereg klęsk zwali się na nieszczęśliwą ludzkość, która przemieni się w hordę barbarzyńców... a wszystko to nastąpi dlatego, że mężczyzni za mało żenią się!
Trzeba ożenić się! — pomyślał doktor Władysław i, zmęczony długą przechadzką, usiadłszy przed kominkiem, począł mieszkiem rozdmuchywać leniwy ogień. Dmuchał, dmuchał, aż rozdmuchał szeroki płomień, który wyskoczył w górę kilku żółtemi językami, zaszumiał w kominie, wyrzucił z siebie bogaty rój swawolnych iskierek i oświecił cały pokój wesołą różową łuną. Doktor Władysław przestał dmuchać i wyciągnął się na fotelu. Żywsze rozpalenie się ognia na kominku umniejszyło nieco zły jego humor. Wszakże nie rozweselił się zupełnie, bo oprócz felczerów, baniek i pijawek, o których wcale zapomniéć nie