Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To rzekłszy, Józia, serdecznie uścisnęła panią Ludwikę, na twarzy jéj rozlał się wyraz spokojnéj ufności, wzbudzonéj wiarą we własne siły i przeświadczeniem o prawości téj drogi, jaką postępowała i postępować zamierzała zawsze.
Właśnie, gdy rozmowa dwóch pań kończyła się serdecznym i długim uściskiem, dwaj panowie wrócili do saloniku.
Pan Witold rzucił się na sofę, wołając:
— Jeżeli ta pani prezesowa nie jest najnieznośniejszą babą z całego chrześcijaństwa, niech... przegram najważniejszy z powierzonych mi procesów!
— A panna Kornelia? — zapytał doktor Władysław z uśmiechem, który nie był zupełnie wolnym od wszelkiego przymusu.
— Panna Kornelia! — odpowiedział przeciągle pan Witold — hm, to królewski kąsek!
— Nigdy nie widziałam piękniejszéj osoby — ozwała się Józia.
— Tak, jest ona w istocie bardzo piękną, ale ja ani do niéj, ani do jéj matki najmniejszego nie czuję pociągu — zadecydowała pani Ludwika.
Doktor Władysław brał za kapelusz, wyglądał tak, jakby był roztargniony nieco i jakoś nie w zwykłym sztosie!
— Pan już odchodzisz! — zawołała pani Ludwika. — Będziemy mieli na obiedzie Zosię i jéj męża;