Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu na świat pięciu jeszcze lub sześciu dygów, i takiéj-że lub większéj liczby uśmiechów, opuściła salonik.
Pan Witold i doktor Władysław przeprowadzali panie do przedpokoju, jak nakazywała grzeczność.
Pod oknem, z rękoma nieruchomo złożonemi na poręczy krzesła, stała panna Józefa. W postawie téj nie była podobną do posągu klasycznéj muzy, ale pełnéj wdzięku kobiety, na któréj białe czoło spłynęła chmurka zamyślenia, a w jasne oczy wpadło parę iskierek smutku.
Kto-by był baczną uwagę zwrócił na pannę Józefę, a raczéj na Józię, jak ją pani Ludwika nazywała, i z którą-to nazwą bardzo jéj było do twarzy, dostrzegł-by może, iż ta chmurka, te iskry, zjawiły się w chwili, gdy doktor Władysław, ustępując z placu przed dygami pani prezesowéj, dostał się do miejsca, gdzie stała panna Kornelia, i piękną postać jéj orzucił wejrzeniem, które nie mogło w zupełności uchodzić za obojętne.
Pani Ludwika, odprowadziwszy gości swych aż do progu, szybko zwróciła się ku swéj młodéj przyjaciołce, podbiegła i ogarnęła ją ramionami.
— Moja ty droga, najlepsza Józiu! — mówiła, okrywając twarz jéj pocałunkami, a gdy to mówiła, w głosie jéj, obok czułości, rzewna zawdzięczała struna. Zdawało się, jakby poczciwa kobieta odgadywa-