Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doktor Władysław podniósł wzrok od albumu, i oczy jego spotkały się z oczyma panny Józefy.
I znowu wkoło stolika ożywiona wszczęła się rozmowa, tylko już nie z czterech, jak piérwéj, ale z sześciu głosów złożona, którym towarzyszył wesoły akompaniament srebrnego głosiku, siedzącego u panny Józefy na kolanach malca.
— Czy przyjaciołka twoja, luba kochaneczko, stale w X. mieszka? — pytała pani prezesowa pani Ludwiki.
— Tu się urodziła i tu pozostaje ciągle.
— Kochany Władysławie, uczyń mi tę przyjemność i porzuć to album; któż widział, aby młody kawaler siedział tak wobec dam, milczący i zachmurzony, jak rycerz posępnego oblicza — mówił pan Witold.
— Mój drogi, wiész dobrze, iż człowiekowi przychodzą do głowy czasem różne myśli...
— Pani tak lubi dzieci? — po raz piérwszy przemówiła do swéj sąsiadki panna Kornelia.
— Jak wszystko, co świeże, poranne i niewinne — odpowiedziała panna Józefa, podnosząc na piękną pannę, przy któréj siedziała, swoje błękitne, kryształowe oczy.
— Kim jest ojciec twojéj przyjaciółki, luba kochaneczko?
— Jakie ty masz piękne oczy, Józiu, takie zupełnie, jak niezabudki! — wołało dziecię.