Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to dlaczego? — zapytała z uśmiechem panna Józefa.
— A dlatego, że pani raczyłaś nas dziś odwiedzić.
— Panna Józefa tak jest zwykle bardzo zajęta — wymówił doktor Władysław, który nie spuszczał oka z nowo przybyłéj i zdawał się zupełnie zapominać o pannie Kornelii, gwiazdach jéj i kontraltowym głosie.
Panna Józefa podniosła na mówiącego oczy, podobne do dwóch błękitnych obłoków, przeglądających z za przezroczystéj, a głębokiéj szyby kryształu, i chciała snadź coś odpowiedziéć, bo otworzyła usta, gdy nagle malec pani Ludwiki wypadł z przyległego pokoju z głośnemi objawami wielkiéj radości, rzucił się ku niéj i usiłował objąć ją drobnemi rączkami.
Znajomość ta serdeczną widać była i na wzajemnéj poufałości ugruntowaną, bo rezolutny malec wołał na młodą pannę po imieniu, a nawet doprowadzał to imię do ostatnich granic formy zdrobniałéj, ona zaś pochyliła się, pocałowała go najprzód w czoło, a potém, mówiąc: „Oj, mój ty olbrzymie!”, podniosła z ziemi i posadziła u siebie na kolanach.
I radość malca, i pieszczoty panny Józefy, objawiły się w sposób tak wdzięczny i naturalny, a postać i twarz téj ostatniéj takim niewymuszonym, a jednak ponętnym okryły powabem, że aż oczy pani Ludwiki zaświeciły szczerą radością, spojrzenie pani