Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wności, składała drobne rączki, a dwiema złotemi gwiazdami patrzyła w sufit.
Pani Ludwika słuchała mowy swéj dawnéj znajoméj z uśmiechem i lekkiém roztargnieniem, źle świadczącém o zamiłowaniu jéj w Zorynkach i tym podobnych uroczych stworzonkach, pani prezesowa zwróciła swą mowę do pana Witolda, który zdawał się jéj słuchać w wielkiém skupieniu ducha, a doktor Władysław przeglądał ciągle album i kilka razy, w czasie gdy panna Kornelia rozpowiadała o śmierci Zorynki i pełnym chwały jéj żywocie, podniósł głowę i przelotne spojrzenie rzucił na rozmawiającą piękność. Nie zdawało się wszakże, aby zwracał uwagę na słowa rozmowy, gdyż wyraz jego fizyognomii, obojętny i zamyślony, nie zmienił się ani na chwilę i nie ożywił rozczuleniem, ani wesołością, z których-to uczuć jedno musiało-by koniecznie w przeciwnym razie wstrząsnąć jego sercem lub umysłem. A wszakże pewném było, że kilka razy podniósł głowę i przelotne spojrzenie rzucił na pannę Kornelią. Być może, że zdarzyło się to właśnie wtedy, gdy głos jéj podniósł się o jednę skalę wyżéj i zabrzmiał najpiękniejszym kontraltem, a zwoje i fałdy jedwabnéj tkaniny poruszyły się śród zapału, z jakim mówiła, i wydały szelest, podobny do tego, jaki sprawują skrzydła gołębicy, unoszącéj się w obłoki.
— Więc luba, kochana pani zupełnie już rozstała się ze wsią? — pytał pan Witold pani prezesowéj.