Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ści, oschłości i zarozumiałości, można-by nazwać ciężkim do podźwignięcia fantem i twardym do zgryzienia orzechem, świadczył o tém znowu wyraz ust jego, na których mieszkał często uśmiech żartobliwy, swobodny, niekiedy nawet serdecznie wesoły i jowialnie dowcipny. W téj swobodzie i wesołości, z jaką pan Witold uśmiechał się i mówił, znać było spokój wewnętrzny człowieka, zadowolonego ze sposobu, w jaki upływały dni jego, i zgodę, w jakiéj zostawał z samym sobą i tém, co go najbliżéj otaczało.
Takim był pan Witold; jaką zaś była pani Ludwika, wiemy o tém, a przynajmniéj dorozumiewać się możemy od samego już początku opowieści niniejszéj. Gdy więc jeszcze zwrócimy uwagę na to, że obok téj pary poczciwych, myślących, pracujących i kochających się ludzi mieszkała para drobniutkich istotek, zdrowych, rumianych, złotowłosych, wesołych, a od rana do wieczora świergocących owym porannym językiem, którego znaczenie rozumié jedno tylko ucho matczyne, jak poranny świergot ptasząt zrozumiałym bywa jednéj tylko matce-naturze; to i nikogo z nas dziwić nie będzie, że, czy na świecie były chmury, czy słońce świeciło, w niewielkim, ładnym saloniku pani Ludwiki i we wszystkich innych pokojach, mieszkanie składających, i we wszystkich zakątkach tych pokojów, widno było, światło i pogodnie.
W tym tedy saloniku widnym, światłym i pogo-