Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczy jéj spuszczały się od sufitu i z wolna, z wolna spoczęły na mojéj twarzy.
Byłem w téj chwili w stanie najkompletniejszego szaleństwa. Odrzuciłem w tył głowę, zawróciłem oczy tak, że aż dosięgłem niemi wierzchołka ściany, która znajdowała się za memi plecami, a ponieważ arya miała się ku końcowi i głos panny Heleny podnosił się stopniowo do najwyższego fortissime, które stanowiło finał, ja także podnosiłem ręce moje, aż podniosłem je tak wysoko, że, lubo głos panny Heleny wzmagał się jeszcze, nie mogłem już wyżéj ich podnieść, i tylko rzucałem je w różne kierunki, lub pływałem niemi w powietrzu, stosownie do mniéj lub więcéj energicznych modulacyi, w jakie łamała się przecudowna arya. W téj saméj chwili, nagle, niby świst wężowéj paszczęki, niby syknięcie nikczemnego gadu, zabrzmiał w mém uchu szept stłumiony: „Pan B. zachorował na cholerę, od godziny szukają pana doktora po całém mieście!”
Wstrząsłem się, jak człowiek, na którego głowę spada raptem całe wiadro zimnéj wody; ręce moje w dół opadły, oczy opuściły ścianę wznoszącą się za memi plecami, i mętném, a zarazem gniewném spojrzeniem przylgnęły do twarzy, pochylonego nad mém uchem, służącego. „Jaka cholera? zkąd cholera? — zapytałem, jak mogłem najciszéj; ale w téj saméj chwili arya skończyła się, panna Helena przestała śpiewać, a zamiast frenetycznych oklasków, jakie-by