Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak trwało do godziny jedenastéj. O godzinie zaś jedenastéj, panna Helena stanęła przy fortepianie, przy którym siedział jakiś, mający jéj akompaniować, łysy jegomość, i zaczęła śpiewać. O! jakże śpiewała! O, jakże zazdrościłem łysemu jegomości, który umiał uderzać w klawisze tak, że tony, które z nich wydobywał, żeniły się z tonami jéj głosu! Gdybym był mógł, oddał-bym moję gęstą czuprynę w zamian za okrągłą i błyszczącą, jak szkło, łysinę owego jegomości, aby tylko być na jego miejscu, aby tylko módz akompaniować jéj śpiewowi. Śpiewała, oczy w górę wzniosła, ramiona jéj, widniejące z pod przezroczystéj koronki, posiadały nieruchomość posągu, tworzącą tajemniczy kontrast z cudném łonem, podnoszącém się i opadającém, jak fala wody, wzdymana i kołysana burzą!
Postać śpiewaczki odpowiadała śpiewowi, śpiew zgodny był z postacią, a wzrok i słuch otaczających fortepian śmiertelników nurzały się w tych pięknościach, jak w zawrotnym odmęcie. Jam stał z razu w oddalonym punkcie salonu, ale, zaraz po piérwszych dźwiękach wielkiéj aryi, uczyniłem dwa kroki na przód; im dłużéj zaś panna Helena śpiewała, tém daléj ja na palcach, kołysząc się dla niestracenia równowagi i nieuczynienia najmniejszego szelestu, postępowałem, aż przy końcu aryi, sam nie wiedząc jakim sposobem, znalazłem się o parę zaledwie kroków od niéj i ujrzałem, wyraźnie ujrzałem, jak