Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kle, napełnionych gośćmi, czarne płatki aksamitu poruszyły się żywo na swych błękitnych szkiełkach, i osypały mnie całego deszczem iskier i błyskawic. Zrobiło mi się ciepło, światło, wiosna nadziei zakwitła na gruncie reprezentowanego przeze mnie globu, poczułem się Jowiszem, patrzyłem w moje słońce oczyma, nużącemi się od olśnienia, a zarazem rozpływającemi się w zachwyceniu: słowem, ach! wyglądać musiałem na arcy-głupca! Wieczoru tego panna Helena ubraną była w błękitną suknią, w któréj pływała po salonach, jak bogini, owinięta falą obłoków. Nad kruczemi włosami jéj błyszczał srebrny dyadem, niby muzułmański półksiężyc, a przy drobniuchnych uszkach wisiały po dwie srebrne gwiazdy. Wyglądała tak promieniście, tak rozkosznie, jak cała Astronomia i Mitologia, razem wzięte.
Gdy śmiała się, śmiech jéj chwytał moje serce, szarpał je i rozdzierał na drobniutkie kawałki. Własną rączką zdjęła z tacy filiżankę herbaty i podała mi ją; prawda, że czyniła to samo dla czterech czy pięciu innych gości, ale zaczęła ode mnie, alem ja był piérwszy! Z wyższością i tryumfem spojrzałem na tych, których koléj przyszła po mojéj. Słowem, przez cały wieczór ów czułem się najszczęśliwszym, najdumniejszym i najszaleniéj rozkochanym z pomiędzy wszystkich, na kuli ziemskiéj mieszkających, doktorów medycyny. Byłem téż zapewne z pomiędzy nich najgłupszym, ale tego nie czułem wcale.