Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 032.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

soką, żółtą poręczą kanapie, w czarnéj swéj sukni i szafirowych okularach; ja zaś naprzeciw niéj na fotelu, a pomiędzy nami był stół, dźwigający na sobie tyle woluminów zadrukowanego i zapisanego papieru, że starczyło-by ich na obładowanie dwóch dromaderów. Z woluminów tych wymykały się pyły niewidzialne i owiewały Eufrozynę tą mgłą tajemniczą i nieokreśloną, w jakiéj oczom naszym okazują się pewne rzadkie przedmioty, do dziedziny archeologii należące. Z posiedzeń tych, które zwyczajnie kończyły się późno, po północy, wychodziłem w stanie podniesienia ducha nadzwyczajnego. Podniesienie to bywało niekiedy podobne do przygnębienia, albo do jakiegoś dziwnego pomieszania; a wtedy wszystko, cośmy sobie wzajemnie przez cały wieczór nagadali, tak mi się w głowie kręciło i mąciło, że z trudnością odnajdowałem drogę do domu. Bądź co bądź, podziwiałem Eufrozynę i uwielbiałem ją. Po dwóch tygodniach znajomości, doszedłem do przekonania, że ma ona w sobie naturę troistą: męzką, żeńską i jeszcze jakąś trzecią, która była w niéj niezawodnie, ale któréj gatunku stale określić w żaden sposób nie mogłem. Wpadałem na myśl, że jest to natura przejściowa, któréj jedna strona graniczy z człowieczeństwem, a druga roztapia się w tém wielkiém Nic, które Buddyści wyrażają słowem Om.
W końcu uwierzyłem stale w migracyą dusz i patrzyłem na Eufrozynę, jak na wziętych razem siedmiu