Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

salonu na niebo letnie, usiane gwiazdami, a kilka razy dostrzegłem, że promyk księżyca przejrzał się w kryształowéj łzie, drżącéj na brzegu długiéj jéj rzęsy. W jednéj z chwil takich, zamiast, jak zwykle mówiła, „kuzynku!”, powiedziała mi: „mój Władziu!” Jam upadł na kolana przed nią i oświadczył jéj gorące afekta moje tak, jakby już lepiéj i sam Werter uczynić nie potrafił. Ona długo trzymała chusteczkę przy oczach, potem spojrzała na gwiazdy, na mnie, na księżyc, na rąbek swojéj sukienki, potém znów na mnie, aż w końcu szepnęła cichutko: „kocham!” Potém była chwila milczenia, druga cichéj rozmowy, a potém ktoś trzeci wszedł do salonu, usiadł przed fortepianem, zagrał, a ona porwała się z siedzenia i zawołała: „potańczmy walca!” — i tańczyliśmy walca przez całe dziesięć minut, nie przestając. Słowem, kochaliśmy się... przez całe trzy miesiące...
Umilkł na chwilę doktor Władysław, a pani Ludwika, korzystając z przerwy, pełna ciekawości, rzuciła pytanie:
— I cóż się stało z tą miłością państwa? Jak się ona skończyła? kto was rozłączył?
— Rozłączyła nas akademia — z powagą odparł doktor.
— Akademia? — zawołały obie panie.
— Tak, akademia; albowiem czas wakacyi minął, a mnie trzeba było odjechać do stolicy, aby od-