Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu urwał mowę na chwilę, a oczy jego, żywszym niż zwykle migocące ogniem, wyraźnie mówiły, że był nieco wzruszonym.
— Co do panny Józefy — mówił daléj — jest to osoba, ze wszech miar godna szacunku i sympatyi, a mówiąc o niéj, nie przesadziłyście panie wcale jéj zalet. Wyznaję, że poświęcenie się, z jakiém pielęgnuje starego i chorego ojca, praca trudna i ciągła, któréj się oddaje z taką męzką nieledwie wytrwałością, wzbudzają we mnie prawdziwe uwielbienie, że towarzystwo jéj niezmiernie jest miłém i zajmującém, że... nakoniec, podoba mi się ona więcéj, niż wszystkie inne panny, jakie obecnie znam; wyznaję to wszystko, ale...
— Cóż ale? jakie ale? — zawołały dwie kobiety, całe rozpromienione od radości, z jaką słuchały pochwał, oddawanych ich przyjaciołce.
— Ale — kończył doktor — całemu temu bogactwu przymiotów, jakie tak świetnie przyozdabiają pannę Józefę, nie dostaje takich, które ja koniecznie i nieodbicie widziéć muszę w osobie, mającéj zostać moją żoną...
— Jakich-że to przymiotów jéj nie dostaje? — z zadziwieniem i zmartwieniem zapytały swachy.
— Może źle się wyraziłem — kończył myśl swą doktor Władysław — zamiast przymiotów, powinien-bym powiedziéć: talentów!
— Talentów! — zawołały dwie panie — jakto talentów? jakich talentów?