Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ, moje panie... — usiłował mówić, ale kobiety nie dopuszczały go do słowa.
— Winnam panu życie mego dziecka — z przejęciem się mówiła Ludwika.
— A ja cudowne prawie uzdrowienie mego męża — dodała Zofia.
— Nigdy nie zapomnę, jak pan czuwałeś nad moją malutką, jak pan gorliwie i gorąco ją leczyłeś.
— Jak pan zapominałeś o własném zdrowiu, po całych nocach siedząc przy łożu mego biednego chorego męża...
Obie kobiety, wspominając o swych przebytych nieszczęściach, łzy miały w oczach, i z istotną wdzięcznością patrzyły na doktora Władysława. On rumienił się, jak panna.
— Wszystko to było moim obowiązkiem — rzekł, dobiwszy się do słowa z wielką trudnością — przytém wiadomo, jak serdecznym i dawnym przyjacielem jestem i pań, i ich mężów...
— Otóż to! — zawołała rozweselona zawsze Ludwika — my chcemy teraz odwdzięczyć się panu i ożenić go z najlepszą i najmilszą istotą pod słońcem…
— Chcesz pan nas mieć za swachy, czy nie? — rezolutnym tonem spytała Zofia.
Doktor kłaniał się znowu. Na wypogodzonéj jego twarzy malował się wyraz pewnéj ciekawości.