Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 255.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niec podniosła ją, i cichym, wahającym się głosem, rzekła:
— Dlaczego?... mamo... myślałam przecież, że nie mogę pozostać przy tobie nazawsze, że prędzéj, czy późniéj, tego lub innego żoną zostać muszę...
— Teofilo! co mówisz? alboż cię wyprawiałam z domu mego przemocą, lub choć-by namową? dlaczego-żeś nie czekała? dlaczego-żeś nie wybierała dłużéj?...
Dziwny uśmiech, w którym bunt gorzki splatał się z bierną rezygnacyą, okrążył usta młodéj kobiety.
— Pocóż-bym czekać miała? Wiedziałam dobrze, że z pomiędzy wszystkich tych, którzy starali się kiedy, lub starać się mogli o moję rękę, z pomiędzy wszystkich, którzy mi równi byli... którzy stanowili świat znany mi i dozwolony, on, nie kochany przeze mnie i mnie niekochający, był jednak — najlepszym, i... matko moja! sama mówiłaś to nieraz, na męża mi najstosowniejszym... Myślałam, że zapomnę wkrótce o tém, czego pragnęłam kiedyś... o czém marzyłam... myślałam, że poddam się z łatwością konieczności życia i, mając wiele, wyrzeknę się tego, czego mieć nie mogłam... myślałam, że on będzie mi mężem, jak był narzeczonym znośnym, miłym nawet czasem i z daleka... gwar mnie ogłuszył — próżność zaślepiła, myślałam, że inaczéj uczynić nie mogę i nie powinnam... omyliłam się, mamo, omyliłam się! trze-