Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 235.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do piersi jak fala... jak fala łez, które paliły... bolały...
Znowu przestała mówić na chwilę, zdawało się, że zapłakała, bo łkanie wstrząsnęło jéj kibicią, ale czoło opierała ciągle na splecionych i na skraju komina opartych ręku, — twarz jéj i łzy były niewidzialne.
On jeden zrozumiał moję exaltacyą — mówiła znowu — tak, jak ja zrozumiałam szlachetność jego i wzniosłość... Odkąd żyję, słyszę zawsze, że poświęcenie jest rzeczą piękną i wzniosłą, że kobieta żyje dlatego, aby ulegać i poświęcać się! Któż mi zabroni ulegać jemu, poświęcić się dla niego! Mówią, że kobieta nie powinna miéć swéj woli! to nieprawda! gdyby Bóg chciał, aby tak było, nie dawał by jéj woli! A przecież w katechizmie uczyłam się: Bóg dał człowiekowi rozum, pamięć i wolę! Alboż mama ulega ojcu? alboż nie ma swojéj własnéj woli? Widziałam doskonale, że kiedy ojciec chce czego, a mama nie chce, staje się zawsze według woli nie ojca, ale mamy. I ja mam wolę tak samo, jak mama; a choć kazano mi, abym jéj nie miała, nie mogłam nic na to poradzić, że była ona we mnie... czułam dobrze, że ją mam i że było jéj we mnie coraz więcéj... coraz więcéj... Byłam uległą zawsze, robiłam wszystko, co mi kazano, ale miałam sobie moje własne państwo, w którém nikogo nie było ze mną, w którém byłam królową i panią... Nikt mnie nigdy nie pytał