Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 233.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na twarz pytającéj ją natarczywie kobiety szkliste i błyszczące swe oczy.
— Co mi ojciec powiedział! — wymówiła zdławionym głosem — o! co on powiedział...
Przycisnęła skronie obu dłońmi i zaniosła się spazmatyczném łkaniem. W suchych oczach jéj nie było przecież łzy ani jednéj.
— Ja nigdy, nigdy, o! nigdy nie powtórzę tego, co ojciec powiedział! co on o nim mówił! Boże mój! Boże! co on o nim mówił! O! jaki ten świat niesprawiedliwy! Niedoszły wirtuoz! żebrak w wytartym fraku! tułacz bez domu!.. i cóż ztąd? ja go kocham!.. Śmieszność uosobiona!... niech sobie będzie! ja go kocham! kocham go właśnie za to, że jest zapoznanym, że jest żebrakiem, że jest tułaczem, że śmiesznym wydaje się ludziom! Niech ludzie poniewierają nim, niech się z niego śmieją; ja jedna wiem, jaki on szlachetny, wzniosły i jak nieszczęśliwy! ja jedna pojęłam duszę jego! i choć mi mówią, że jestem dzieckiem, ja jedna zrozumiałam tego, którego nikt nie rozumié!
Splotła ręce, przycisnęła je do skraju kominka, i z opartém na nich czołem, plecami zwrócona do pokoju, mówiła daléj:
— Jestem dzieckiem! gdzie tylko zwrócę się, do kogo przemówię, wszędzie i od wszystkich słyszę, że jestem dzieckiem! A więc pocóż dwa lata już temu ubrano mnie w długą suknią? dlaczegóż nauczono