Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 231.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tarza. Drzwi te otworzyły się nakoniec powoli, cicho, i cichym téż i powolnym krokiem weszła do pokoju Żancia. Stanęła niedaleko progu z twarzą zwróconą ku Drylskiéj.
— Drylsiu! — wymówiła — proszę cię, zejdź na dół!
— A to po co? panieneczko — zagadnęła panna służąca, i chciała coś więcéj mówić, ale Żancia powtórzyła znowu:
— Przepraszam cię, Drylsiu, ale zejdź na dół.... muszę koniecznie pomówić z ciocią...
W stłumionym, z trudnością jakby z piersi wydobywającym się głosie jéj, była jednak taka głębia cierpienia, i taka zarazem moc upartego żądania, że Drylska, jakkolwiek urażona nieco, podniosła się z krzesła.
— A no dobrze! pójdę już sobie, pójdę! i bez tego miałam iść zobaczyć, czy tam do herbaty przygotowali wszystko, jak należy...
Zaledwie drzwi zamknęły się za wychodzącą Drylską, pani Róża zerwała się z posłania i podbiegła do Żanci.
— A cóż? — pytała z tajemniczą miną i szczerym niepokojem — powiedziałaś ojcu? cóż powiedział? mów-że dziecino! bo umrę od strachu, a serce bije mi jak młotem...
Żancia stała przed kominkiem z rękoma skrzyżowanemi na piersi i nie odpowiadała. Pani Róża przy-