Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 228.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pim tym pyszałkiem i zarozumialcem, zrozumiész, na jakie uczucia obaj oni zasługują. Tymczasem ja oświadczę jak najprędzéj panu temu, że bracia twoi lekcyi jego już nie potrzebują. Wolę, aby Loś i Roś mniéj dobrze grali na fortepianie, niż, żeby przybłęda jakiś, próżniak i włóczęga, śmiał ubliżać mnie i memu domowi okazywaniem córce mojéj jakichś wyimaginowanych, albo i udanych sentymentów.
Wrażenie rozśmieszające, któremu z razu uległ pan Jan, ustąpiło teraz przed uczuciem gniewu, nie względem córki przecież uczuwanego. Wstał i, przechadzając się po pokoju wzburzonym nieco krokiem, mówił więcéj do siebie, niż do Żanci:
— Otóż to skutki naszéj ludzkości i delikatności! Przyjęliśmy do domu intruza tego, podaliśmy mu rękę pomocy, patrząc przez szpary na głupotę jego, zarozumiałość i śmieszność; szanowaliśmy w nim człowieka ubogiego i przez innych upokarzanego; a on tymczasem ośmielił się pomyśléć o zawracaniu głowy naszemu dziecku, o prawieniu jéj zapewne jakichś andronów! Szczęście to całe, że miał do czynienia z dziewczyną niewinną, skromną i nieśmiałą; inaczéj, kto wié, jakie myśli mogły-by jéj przyjść do głowy...
Żancia stała wciąż na tém samém miejscu, przed krzesłem, które opuścił jéj ojciec, blada, zimna, niema, z oczyma spuszczonemi i rękoma splecio-