Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 207.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Artur Darzyc słuchał z dala słów tych pani Herminii i zdanie jéj podzielał w zupełności.
— Co to za rozkosz być musi dla poważnego i kochającego mężczyzny — myślał — wtajemniczać takie niewinne, nieświadome stworzenie w świat uczuć i obowiązków małżeńskich, nauczać ją poznawać samę siebie i innych! Jakże szczęśliwy jestem, żem znalazł taki pączek nienaruszony niczém, taką białą kartę, na któréj będę mógł napisać wszystko, co sam zechcę, taki bogaty i nietknięty materyał na żonę!


V. Kłopoty pani Róży.

Ranek był już dość spóźniony po całonocnéj zabawie, wszyscy spali jeszcze w domu Brochwiczów; ale pani Róża nie zamknęła oczu ani na chwilę. Piérwszy raz w ciągu długiego i płochego życia, w głowie młodéj staruszki ozwało się coś nakształt rozsądku, w piersi jéj zakołatało coś podobnego do wyrzutów sumienia. W watowanéj spódniczce swéj, spłowiałych pantofelkach i flanelowym kaftanie, z na-pół wyłysiałą i osiwiałą głową, okrytą nocnym czepkiem, dreptała ona po pokoju swoim, przebiegając go w różnych kierunkach, mrugając oczyma nie figlarnie już i czule, ale wielce markotnie, i rozmachując rękoma z nadzwyczajnym zapałem i zakłopotaniem.