Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zać mogły opanowujące ją uczucie niemego oporu, i upartą, do nadzwyczajnéj mocy panowania nad sobą posuniętą, powściągliwość i skrytość. Po chwili otaczające ją liczne grono kobiet rozstąpiło się i rozeszło w różne strony; było to grzeczne i dyskretne ustąpienie miejsca narzeczonemu, który, po raz piérwszy w ciągu wieczoru tego, zbliżał się do swéj młodéj powabnéj oblubienicy.
— Pani — rzekł z cicha Artur Darzyc, stając obok Żanci — chwila ta jest najszczęśliwszą w mojém życiu. Spełnia ona gorące pragnienia moje i, w bardzo jasnych barwach, ukazuje mi przyszłość wspólną, z najlepszą i najmilszą z dziewic...
Mówiąc to, patrzał na nią oczyma, w których malowała się żywa radość i powściągana, lecz szczera, czułość. Żancia nie widziała wyrazu jego oczu, bo nie podniosła powiek; opuściła się tylko na najbliższe krzesło, a patrząc na nią, można-by myśléć, że to posąg, odziany w różową suknią, przybrał postawę siedzącą. Blade usta posągu poruszyły się jednak.
— Nie jestem, panie, ani najlepszą, ani najmilszą — wymówiła głosem, w którego stłumioném brzmieniu dawał się słyszeć twardy i gniewny upór.
Artur uśmiechnął się nieznacznie.
— Nie znasz pani jeszcze saméj siebie, i jest to jednym z przymiotów twych, które obudzają we mnie najtkliwsze uczucia i najsłodsze nadzieje. Pozwól, pani, abym mówił do ciebie, jak do przyszłéj żony