Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obok Żanci duegna jéj spała, jak zabita, dziewczę rozkosznie uczuło samotność i swobodę chwili. A tu biały świt dnia zagląda przez okno... Zarzuciła na siebie ranne ubranie i, wyskoczyszy z łóżka bosemi stopami, cichutko, i jakby z przyzwyczajenia, krokiem ukradkowym pobiegła ku oknu. W téj saméj chwili ptaszek jakiś, zbudzony powstającém światłem, zerwał się z gniazda, zawieszonego pod gzémsem dachu, trzepocącemi skrzydłami uderzył o szybę, i świergocąc, poleciał między bezlistne drzewa ogrodu.
Stojąca przed oknem dziewczyna uśmiechnęła się do ptaszka radośnie i zarazem smutnie.
— Jak-bym ja chciała być ptaszkiem! — myślała — gdybym była ptaszkiem; zaraz-bym poleciała... a gdzie?
W myśli jéj zakręciła się odpowiedź: do niego.
Zapłonęła wstydem przed własną myślą, ale marzenie wzięło górę nad wstydliwemi przyzwyczajeniami.
— Zaśpiewała bym pod jego oknem jakąś bardzo piękną piosenkę, aby go pocieszyć!
Litowała się wciąż w głębi serca nad wędrownym muzykiem i pragnęła mu nieść pociechę. Cóż dziwnego? pani Herminia lękała się niezmiernie dla skromności i poetyczności córki swéj widoku nędz i ran ludzkich, ku którym jednak sama śpieszyła często z chętną pomocą. Ale naprawdę, czyliż po-