Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tarda. Zanim zdobyła się na to przeczytanie, walczyła trochę pomiędzy wstydem, skromnością dziewiczą, a ciekawością i inném, jeszcze żywszém, uczuciem, podnoszącém gwałtownie pierś jéj, zamkniętą w ciasnym gorsecie. W piérwszym tym zresztą liście wędrownego muzyka nie było nic, coby zbytnio razić mogło skromne jéj przyzwyczajenia. Kreśląc go, Roman Gotard nie mógł zapomniéć, że pisze do „panny z bogatego domu”, a więcéj jeszcze do „ziemskiego Anioła”, to też wyrażenia jego tchnęły uszanowaniem i czcią najgłębszą, tłómaczącą się tak wielkiemi literami, składającemi wszystkie zaimki, zastępujące imię jéj, jak niezmierném wyszukaniem, wedle wyrażenia pani Róży, górnością wyrazów. Oprócz tego, Roman Gotard uczuł się parę razy w ciągu pisania swego szczerze i do głębi wzruszonym; to téż obok wiadomości, że był on „wendrowcem na pustyni Sahara, spostrzegającym strumyczek wut przejżystych, znajdowało się w piśmie jego parę ustępów, które, prosto i zgłębi serca jego pochodząc, najsilniéj trafiły do serca i wyobraźni Żanci. „Czy pamiętasz pani — pisał — ów wieczór koncertowy, kturego wspomnienie dotąd jeszcze sprawia mi i bul; i szczęście nieopisane? Okryto mnie wtedy wstydem i pośmiewiskiem. Wszyscy odwrucili się ode mnie, TY jedna, Pani! miałaś dla nieszczęśliwego artysty spujżenie przyjazne i łzę litości woku. Niech Bóg najwyższy błogosławi CIĘ za to spujżenie i za tę łzę.