Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chenki skrzypnęły, a Edmund, który naprzeciw nich siedział, zwrócił się do Anny:
— Zobacz, Anusiu — rzekł z cicha — ta biedna Józia przyszła, pewno do ciebie...
W głębi kuchenki stała, w istocie przy drzwiach czternastoletnia dziewczynka w wyszarzanéj sukience czarnéj, z taśmą białą u dołu, w spłowiałéj chusteczce na głowie i ramionach. Dziecię to straciło matkę, ktoś przez litość sporządził jéj ze staréj wynoszonéj sukni żałobne ubranie, ale smutniejszą jeszcze żałobę sieroctwa i niedoli widać było w wynędzniałéj i bladéj jéj twarzy. Zatrzymała się u wejścia w postawie zbiedzonéj i prawie drżącéj, i patrzała na zgromadzone w bawialni osoby nieśmiałemi oczyma. Ujrzawszy ją, Anna, podniosła się szybko z siedzenia, śpiesznie weszła do kuchni i, wziąwszy biedne dziecko za zziębniętą rękę, przyprowadziła je do rodzinnego stołu.
— Stefanie — rzekła, stając przed bratem i nie wypuszczając z dłoni swéj ręki dziewczynki. — Powiedziałam jéj, aby przyszła tu dziś o téj porze, w któréj ty z nami jesteś. Dwa tygodnie temu straciła matkę i ostatni przytułek.... Odtąd tuła się po różnych miejscach, gdzie ludzie przyjmują ją przez miłosierdzie na jeden dzień, lub na noc jednę i wyprawiają potém na ulicę... Czy pozwolisz, aby u nas została już na zawsze? Wziąłeś brata jéj na pomocnika sobie, daj mi ją na pomocnicę...