Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żeli słyszéć kroki czyjeś z radosném biciem serca i tęsknić za nieobecnym, i wierząc w piękność uczuć i charakteru jego, do wzrostu i udoskonalenia ich tajemne lecz dziwnie drogie przywiązywać nadzieje, nazywa się: kochać... kochałam go!
— Stefan słuchał łzawych słów siostry z brwią zsuniętą i boleścią w oku.
— Tak, domyślałem się tego od dawna, alem nie chciał krępować woli twéj żadném słowem, ani przestrogą. Cóż? — dodał — ofiarował ci chatkę z sercem? a gdy odrzuciłaś ją, przyjął od innéj pałac bez serca...
— Bez serca? — z wolna wymówiła Anna i podniosła na brata wzrok pytający, głęboki. — Ja także domyślałam się tego od dawna. Ta piękna kobieta, która przyjeżdżała tu wczoraj, kochała cię, Stefanie! Patrzałam na nią przez okno, jak wysiadała z powozu. Była silnie wzruszoną... jakieś ważne, wielkie słowo drżało na prześlicznych jéj ustach...
— Nie wymówiła go. Zajęcia śród których mię znalazła, przejęły ją dreszczem wstrętu, zlękła się opylonéj ręki mojéj i uznojonego czoła....
Siedzieli teraz obok siebie na dwóch szczelnie zestawionych stołkach, oddaleni nieco od małéj lampy, któréj słaby tylko odblask padał na ich twarze. Anna opierała wciąż czoło na piersi brata, on otoczył ramieniem jéj kibić i patrzał na nią z głębokiém przywiązaniem i męzkiém współczu-