Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już do połowy opróżnionym, gdy na bruku nierównym rozgłośnie zaturkotał powóz i, nie mogąc podjechać pod drzwi sklepu, z powodu stojącego tam woza, stanął o kilka kroków za nim. Stefan, oddany cały swéj robocie, nie zwracał uwagi na odgłosy, napełniające ulicę. W téj chwili właśnie przykląkł na jedno kolano przed wielkiém, z desek zbitém, pudłem, i z młotkiem w jednéj ręce, drugą z wolna i ostrożnie podnosił, uwolnioną już w części od sznurów i gwoździ, kruchą łubkową pokrywę pakunku.
— Panie Sieciński — wymówił nad nim z cicha wyrostek sklepowy — jakaś pani przyjechała!
Stefan podniósł głowę, spójrzał na drzwi sklepu i pozostał przez chwilę nieruchomy, zdumiony. Zjawisko, które ujrzał, obudziło go nagle z zamyślenia o cyfrach i kombinacyach kupieckich, a przerzuciło w krąg uczuć i myśli całkiem innéj natury.
Parę minut przedtém, z powozu, który zatrzymał się przed brzydkim, żółtym i od starości popękanym murem staréj kamienicy, wysiadła Teofila, blada trochę, ale śmiała, niezwykłą siłą postanowienia ożywiona, natchniona uczuciem jakiémś tajemném, które blask zapału rozniecało w jéj oczach, i tłumioną jakby rzewnością poruszało od chwili do chwili różowe wargi. Zaraz jednak, śród chodnika, na którym postawiła drobne i wytwornie obute swe stopy, uderzył ją widok niespodziany dla niéj i niemiły. Dwaj ludzie, niosący na barkach i ramionach ciężkie podłu-