Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teofila wysunęła się powoli z ramion matki, i z uśmiechem tajemnego zadowolenia na ustach, z niezwykłym blaskiem w oczach, pocisnęła sprężynę, stojącego na stole dzwonka.
— Mój Ignacy — rzekła do wchodzącego lokaja — powiedz, aby mi założono konie do koczyka...
— Dokąd chcesz jechać? przed godziną dopiéro wróciłaś z przejażdżki...
Teofila zbliżyła się do matki zamyślona wciąż i rozpromieniona zarazem, poważna i pieszczotliwa.
— Muszę dziś raz jeszcze być na mieście, mamo! — rzekła, całując rękę matki — muszę koniecznie...
— Jedź, jedź, moje dziecię, weź tylko ze sobą, jak zwykle, miss Luizę... rozumiem dzisiejsze wzruszenie twoje... wiem, co dziać się musi w twém sercu, w dniu tak dla ciebie ważnym. Ruch, świeże powietrze, słońce, wzmocnią cię i uspokoją... Może chcesz zrobić jaki sprawunek i potrzebujesz pieniędzy ?...
— Nie, mamo najdroższa! potrzebowałam tylko usłyszéć z ust twoich, że cokolwiek-bym postanowiła, jakikolwiek uczyniła-bym wybór, zgodzisz się na wszystko, byle-byś mnie szczęśliwą widziała..
Rzekłszy to, odeszła, a w kilka minut potém słychać było turkot wyjeżdżającego z bramy powozu.