dłonią. Pan Jan milczał także, nie patrząc na syna. Po chwili dopiéro oderwał wzrok od ziemi i, przenosząc go na twarz Maryana, rzekł ze smutkiem i goryczą w głosie:
— Zaciągnąłem nowy dług, Marysiu. Ludzie, którzy wyszli ztąd przed chwilą, są od dziś naszymi wierzycielami...
Maryś nie zmienił wyrazu twarzy i uczynił tylko ręką giest taki, jakby wiadomość, zawarta w słowach ojca, była mu najzupełniéj obojętną. Spójrzenie pana Jana rozwidniło się czułością.
— Wiem, wiem — rzekł pośpiesznie — że nie będziesz mi czynił wyrzutów żadnych, że udajesz obojętność dla złego stanu interesów naszych, aby nie zmartwić mnie i nie urazić. Jesteś dobrym synem, Marysiu, jesteś poczciwym i nad wiek swój statecznym młodzieńcem! tém więcéj boli mnie to, że w skutek okoliczności, w skutek szczególniéj mojéj własnéj nieradności, przyszłość twoja, przyszłość wszystkich dzieci moich, staje się coraz bardziéj groźną i zagadkową. Źle z nami, Marysiu, bardzo źle z nami! Dochodów ubywa, długów przybywa. Jedno za drugiém musi iść naturalnie. Wkrótce może nie będę mógł udzielać braciom twoim tak starannego wychowania, jakie ty otrzymałeś; trzeba będzie chyba wyprawić ich z domu i kierować na profesyonistów jakich, albo rzemieślników...
— Uczyń tak, mój ojcze — powoli i przytłumio-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 084.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.