Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pewnego tajemnego tryumfu. Po chwili stanął przed Stefanem i, patrząc na zamyśloną twarz towarzysza, pełnym swobody głosem wymówił:
— I cóż, kochany Stefanie, przyszedłeś do mnie, jakeś sam wyznał, zmęczony trochę i smutny, a ja rozmową swoją zasmuciłem cię bardziéj jeszcze; nie prawdaż? Cóż robić? mój drogi, nikt na świecie nieomylnym nie jest. Nie powinno cię tedy tak bardzo zasmucać, że omyliłeś się w sądzie twym o mnie...
— Bynajmniéj nie myślę o własnéj swéj omylności, lub nieomylności — odparł Stefan — ale.. takiém już jest usposobienie moje, że wobec pewnych wypadków i widoków obojętnym pozostać nie mogę. Odłogiem leżące grunta, przedwcześnie zeschłe drzewa, zmarnowane godziny, niedokształcone charaktery, zaniedbane zdolności i spełzłe na niczém dobre chęci budzą we mnie zawsze smutek głęboki.
W czasie gdy Stefan mówił, Maryś chodził znowu po pokoju, ale daleko szybszym i mniéj równym krokiem, niż wprzódy; uprzedni uśmiech zniknął téż bez śladu z jego twarzy. Był on znowu niespokojnym i wzburzonym, chwiejny umysł jego uginał się pod surowemi słowami przyjaciela, w najdalszéj głębi istoty jego poczynały znowu odzywać się głosy niedawno jeszcze do milczenia zmuszone, wstrząsały spokojem, który wyrobił w sobie, i przywodziły mu do głowy myśli, które był od siebie odegnał. Niepewność ta przecież i wewnętrzne zachwianie się