Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 437.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w swoim pokoju na górze? — zapytała służącego, który wybiegł na jéj spotkanie.
— Panienka tylko co wróciła z miasta i jest teraz w swoim pokoju.
Pani Herminia stanęła nieruchoma, oczyma pełnemi zdumienia patrząc na lokaja, zwiastującego jéj tę nieprawdopodobną wiadomość. W mgnieniu oka jednak przypomniała sobie, że nie należy służącego wtajemniczać w zajścia rodzinne i spokojniejszym już głosem rzekła:
— Proś do mnie Drylską.
Lokaj odchodził, gdy pani Herminia, zmieniając nagle zamiar swój, zwróciła się ku niemu.
— Nie — rzekła — proś do mnie moję córkę.
— Drylska mogła-by skłamać — mówiła do siebie pani Herminia — Żancia powie mi prawdę z pewnością... dokąd ona chodziła... z kim?
Twarz miała wzburzoną i niespokojnym krokiem chodziła po pokoju, ale zaledwie usłyszała w przyległéj sali jadalnéj leciuchny krok Żanci, zmieniła natychmiast postawę i wyraz twarzy. Chłodna i sztywna, z brwią tylko zsuniętą nieco, usiadła na fotelu. Żancia weszła do salonu i, zbliżywszy się do matki, chciała na powitanie pocałować ją w rękę, ale pani Herminia żywo rękę swą usunęła i, wskazując obok stojące krzesło, rzekła:
— Usiądź, Żanciu, mam z tobą do pomówienia!
Usunięcie ręki oznaczało gniew, „mam z tobą do